17 lutego 2013, niedziela
około drugiej po południu.
Jak mówi jedna z ważniejszych zasad RPG – nigdy nie rozdzielaj drużyny, bo niechybnie ktoś zginie! Mimo to – zaryzykowaliśmy.
Wracając z Zamku Królewskiego, rozdzieliśmy się kawałek przed miejscem, gdzie mieszkają Siostry, na których zaproszenie przybyliśmy do stolicy. Młodsza z sióstr, kolega oraz Luby wysiedli przystanek wcześniej, aby zrobić niezbędne zakupy, zaś starsza siostra i ja wysiadłyśmy pod domem, aby zacząć przygotowania do obiadu. Tego dnia mieliśmy w planach jeszcze zwiedzić Muzeum Powstania Warszawskiego, więc wszystko należało odpowiednio zgrać w czasie, aby nam go nie zabrakło.
Zginąć, na szczęście, nikt nie zginął. Jednak ze starszą z Sióstr miałyśmy dość nieoczekiwane spotkanie.
Tuż po tym, jak przeszłyśmy przez ulicę i już, już kierowałyśmy się do bramy kamienicy, w której mieszkają Siostry… zaczepił nas mężczyzna pod okularami, który swe pięćdziesiąte urodziny obchodził, co najmniej dziesięć lat temu. Nieznajomy ubrany był w brązowy, prosty płaszcz do kolan. Spod futrzanej czapki-uszanki wystawały białe włosy. Starszy pan miał niewyróżniającą się niczym powierzchowność. Wydawał się nawet całkiem sympatyczny.
- Przepraszam, panie studiują, więc na pewno będą panie wiedzieć! – zaczepił nas w te słowa. Wymieniłam zaskoczone spojrzenie z koleżanką, która tak jak i ja, zatrzymała się w pół kroku. Zupełnie nie mogłam zrozumieć, skąd w głosie nieznajomego brzmiała taka pewność, że jesteśmy studentkami. Czy to po prostu był komplement?
Mężczyzna, niezrażony naszym zdziwieniem, kontynuował:
– Chodzi mi to po głowie od dłuższego czasu, ale nie mogę sobie przypomnieć… jak nazywa się ta prowincja, którą Anglicy oddali Chinom? To było jakoś w ciągu ostatnich dziesięciu lat – powiedział, starszy pan. Z rodzącą się paniką, próbowałam sobie przypomnieć wszystko, czego na studiach dowiedziałam się o historii Chin, zwłaszcza tej najnowszej. Jednak nie kojarzyłam, żeby w ostatnim czasie ich powierzchnia się powiększyła.
- Szanghaj? Hongkong? – zasugerowałam, choć tylko to drugie miasto było oddane Anglikom na „wieczną dzierżawę” i rzeczywiście pod chińską jurysdykcję powróciło z końcem lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Później przypomniał mi się jeszcze Makau, jednak to miasto podlegało Portugalczykom, zanim wróciło do Chin w 1999.
Starszy pan jednak machnął lekceważąco ręką na moją odpowiedź:
- Nie, nie! – pokręcił głową energicznie. – To nie, to! Chodzi o terytorium… prowincję. W ciągu ostatnich dziesięciu lat… mam to w głowie, ale nie mogę sobie przypomnieć – tłumaczył nieznajomy, coraz bardziej zirytowany tą niemożnością.
Niestety, również nie mogłam sobie przypomnieć, żeby Chiny cokolwiek odzyskiwały w tym wieku. Ostatecznie przeprosiłyśmy pana za niemożliwość udzielenia pomocy w tym temacie. Zostawiłyśmy za sobą biednego, starszego człowieka z jego problemem, same zaś poszłyśmy do domu szykować obiad.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz