Kartki chronologicznie

Powroty do domu

19/20 lipca 2010,
noc z czwartku na piątek.


Późnym wieczorem wracałam do domu. Od wejścia do sieni czułam, że w otoczeniu nastąpiła zmiana, której nie potrafiłam zdefiniować. Światło było przytłumione, a w powietrzu wyczuwałam zapach, jakiego nie potrafiłabym opisać. Przeczucie mnie nie myliło. Tajemnica rozwiązała się, kiedy weszłam do kolejnego pomieszczenia, gdzie znajduje się winda i dwoje drzwi prowadzące do piwnic.

Rozejrzałam się zaskoczona. Skąd w tym miejscu znalazły się egzotyczne rośliny?! Tropikalne pnącza rosły na ścianach, a w wielkich donicach stały podobne do palm drzewka o szerokich liściach. Gdziekolwiek nie zwróciłam wzroku, tam było coś żywego i zielonego. Spojrzałam na, wyglądającą na mniejszą niż zwykle, windę. Wydawała się wystawać z szybu i kształtem przypominała raczej sejf. Chyba pójdę schodami, pomyślałam, nie ufając temu dziwacznemu ustrojstwu, które zastąpiło starą, dobrą windę.

Zrobiłam krok pomiędzy rośliny, znajdujące się również na pierwszych schodach.

- Właściwie nie musimy iść schodami - powiedział mężczyzna, który niespodziewanie znalazł się tuż za moimi plecami. Wyglądał młodo, ale był mi zupełnie obcy. Nie rozumiałam, dlaczego się do mnie odezwał. Mężczyzna otworzył drzwi windy-sejfu, w środku jednak nie było wolnej powierzchni, całe wnętrze wypełnione było roślinami w donicach.

Chwilę później do bloku wszedł kolejny mężczyzna. Zadał pytanie, które dotyczyło zdaje się ulicy w centrum miasta. Obydwoje - tj. ten pierwszy i ja, pokręciliśmy przecząco głowami. Powiedzieliśmy mu, że musi jechać do centrum, aby mógł znaleźć to, czego szukał.

Zanim ten drugi wyszedł, a ja jeszcze nie zdążyłam się ruszyć z pierwszych dwóch schodów, do sieni wpadła starsza kobieta w towarzystwie młodszego mężczyzny. Wyglądali jak poszukiwacze przygód. Nie pytajcie, co to dokładnie znaczy; jakbyście ich zobaczyli, tobyście też uznali, że to poszukiwacze przygód. Może nawet znajomi pana Indiany Jonesa? W każdym razie kobieta stanęła i pewnym, władczym ruchem wskazała jedne z dwóch drzwi, prowadzących do piwnic. Akurat te były dość mocno zarośnięte przez różnego rodzaju pnącza; spomiędzy zieleni ledwo było widać ciemny, brązowy kolor, na który pomalowano drzwi w trakcie remontu parę lat temu.

- Tam znajduje się skarb! - powiedziała kobieta z triumfem w głosie.

Nic już nie rozumiałam.

*

Po chwili obudziłam się, tam gdzie zasypiałam, obok Lubego. W ręce czułam nieprzyjemne mrowienie. Musiałam źle leżeć, ścierpł mi mały i serdeczny palec. Przez dłuższą chwilę zginałam i rozprostowywałam palce, żeby przywrócić normalne krążenie w dłoni. Kiedy mrowienie ustało, ponownie zasnęłam, przytuliwszy się do boku Lubego.

*

Jasny dzień. Wracałam z grupą przyjaciół do domu. Rzuciłam okiem na blok, w którym się wychowałam i niemal stanęłam jak wryta. Wyglądał jakby zaraz miał się rozpaść! Elewacja była w opłakanym stanie, w wielu miejscach brakowało kolorowych kwadracików, które ją zdobiły, tym samym widoczne były ogromne połacie surowego betonu. Okna bloku wydały mi się nienaturalnie duże, ponadto zamiast plastikowych ram, posiadały metalowe, większość była przerdzewiała. Część okien była otwarta na oścież lub pozbawiona szyb.

Czułam narastający niepokój, kiedy tak patrzyłam na coraz bardziej mi obcy blok. Ojciec był pozostawiony sam sobie przez kilka tygodni. Jak sobie radził? Czy nic mu się nie stało? Czy w ogóle był w domu? Mimo opłakanego stanu w jakim był budynek, wydawało mi się, że wnętrza mieszkań były nienaruszone.

Weszliśmy do bloku. I tu kolejne zaskoczenie. Nie było windy! Skierowaliśmy się na schody. Tylko, że... schodów także nie było. W suficie parteru ziała dziura, a nad nią kolejna i kolejna. Trzeba się było wspinać... na ósme piętro! Jakimś cudem udało się Lubemu i mnie dostać na pierwsze piętro. O dziwo, podłoga była drewniana. Zaczęłam z Lubym poszerzać dziurę, by pozostałym przyjaciołom było łatwiej wejść na górę.

*

Sen stał się tak irracjonalny, że w końcu się obudziłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz