Kartki chronologicznie

Między nami mówiąc

8 maja 2013, środa
dwie ćwierci na szóstą wieczór.
 
Po pracy postanowiliśmy z Lubym spotkać się na Wrzeszczu. Dawno nie mieliśmy takiego spokojnego wyjścia na obiad, gdzieś poza domem, a że i sposobność się znalazła i pogoda dopisywała, więc nic nie stało na przeszkodzie. We Wrzeszczu mamy upatrzone, nieduże bistro. Nie mogę wciąż wyjść z podziwu, co do jego wystroju. Można by rzec, że jest nieco kiczowaty. Rzucające się w oczy, jaskrawe kolory - zielenie, żółcie, czerwienie i róże; sztuczne kwiaty na stolikach i plastikowe, przeźroczyste krzesła. Z drugiej strony, nie chodzi bynajmniej o to, że wystrój mi się nie podoba; po prostu jest tak dziecinnie radosny, wiosenny nawet w środku zimy. Tak różny od tego, co zwykle widuję - stonowane kolory, ascetyczne wystroje lub wręcz przeciwnie: tak wiele nagromadzonych drobiazgów, że nie wiadomo na czym zawiesić oko. W każdym razie jest to jedno z naszych ulubionych miejsc, gdzie można smacznie zjeść i nie przepłacić. Poza tym mają bardzo dobre kompoty.

Usiadłam przy jednym z wolnych stolików w zaaranżowanym ogródku przed bistrem. Na stole stała donica z żółtymi kwiatami (żywymi, a nie sztucznymi) oraz fikuśna, żółta latarenka z podgrzewaczem. Widać było, że dopiero co uzupełniono latarenkę, ponieważ świeczka miała knot pokryty woskiem. Miło byłoby ją zapalić, ale przydałyby się zapałki - pomyślałam. 
Chciałam wprowadzić trochę romantycznego nastroju - pomimo tego, że przecież o tej porze roku wciąż jest zupełnie jasno. W każdym razie, zanim Luby zdążył wrócić do stolika - składał zamówienie wewnątrz lokalu - rozejrzałam się wokół; niemal od razu dostrzegłam czerwony kartonik leżący dokładnie pod naszym stołem. Czyżby...? - pomyślałam, czując lekką ekscytację. Czym prędzej schyliłam się... i rzeczywiście: podniosłam niewielką paczkę zapałek. Czasem nawet niewypowiedziane czary się udają.

Mniejsza jednak o wyczarowane z powietrza i zupełnym mimochodem zapałki. Kiedy spożywaliśmy spokojnie obiad, rozmawiając jak zwykle o RPG - dyskutując nad ostatnią sesją Ars Magica, nadchodzącą sesją Warhammer'a oraz kolejną sesją Maga: Wstąpienie - do parkanu podszedł około dziesięcioletni chłopiec z nieco umorusaną twarzą i rozwichrzoną fryzurą. Ubrany był w przybrudzoną, pasiastą koszulkę i krótkie spodenki. W jasnych oczach i szczerbatym uśmiechu krył się prawdziwy zawadiaka. Idąc tropem RPG, aż chciałoby się rzec: młody łotrzyk.
- Smacznego! - zawołał jeszcze z dala, wołając do mężczyzny, który samotnie siedział przy stole najbliżej kamienicy, w której znajduje się bistro. Jak później, opuszczając już ogródek, obejrzałam się na niego - oceniłabym pana na jakieś czterdzieści lat.
- Dziękuję.
- Jak słychać?! - zawołał radośnie chłopiec.
- Co ty do mnie mówisz? - zdziwił się mężczyzna, być może nie usłyszawszy pytania; lub nie rozumiejąc takiej konstrukcji. Chłopak obszedł ogrodzenie od zewnątrz i zbliżył się do stolika, przy którym siedział mężczyzna.
- Jak słychać? - powtórzył.
- Nie wiem, co ci na to odpowiedzieć - przyznał mężczyzna. - Chcesz kasy? - zapytał prosto z mostu.
- Tak.
- Ile? - Co prawda odpowiedź chłopca do nas nie dotarła, ale po chwili usłyszeliśmy zaskoczone: - …Stówę!? Popierdoliło cię?
- Na buty zbieram - odparł chłopiec, ale bardzo szybko zmniejszył stawkę. - Dwanaście pięćdziesiąt.
- Jak na fajki, to ci dam - stwierdził mężczyzna.
- Na fajki to nie chcę.
- A na piwo?
- Też nie.
- To ci nie dam! - Na taką odpowiedź, chłopiec natychmiast zmienił zdanie:
- No to na fajki.
- Dam ci dwa złote.
- Daj dwanaście pięćdziesiąt, będziesz moim najlepszym kolegą! - starał się go przekonać chłopiec.
- Nie chcę być twoim najlepszym kolegą, bo zdrajca jesteś! - padło kategoryczne stwierdzenie ze strony mężczyzny. Ostatecznie dodał jeszcze. - Masz tu dwa złote i sobie radź!
Następnie zapewne doszło do  tego, że chłopiec otrzymał od mężczyzny owe wycyganione przezeń dwa złote. Po czym - jak przypuszczam, pożegnał się z nim i odszedł. Kiedy opuszczaliśmy ogródek przed bistro, nie widziałam nigdzie chłopca. To niewątpliwie była jedna z tych co bardziej niezwykłych rozmów, jakich byłam świadkiem. Luby stwierdził, że ciągnie się za nami Paradoks, skoro przydarzają się nam takie rzeczy... Między nami mówiąc, przypuszczam, że to przez te zapałki.

1 komentarz:

  1. Bystrzak z tego dzieciaka, zastosował prostą psychologiczną sztuczkę (podpatrzył gdzieś?).

    Widziałem w stolicy podobne numery, gdy jakiś facet chciał dostać pięćdziesiąt złotych, a gdy rozmówca -zdziwiony- odmówił, spytał: "To może chociaż piątkę?".

    Dostał.

    Peace,
    Skryba.

    PS. Bawię się w nekromancję blogowo-postową, wiem & o wybaczenie proszę.

    OdpowiedzUsuń