22 marca 2010, poniedziałek.
trzy ćwierci na dziewiątą wieczór
Wena, to irytujące stworzenie jest jak kochanek, który boi się zobowiązań. Przychodzi na chwilę, zawraca biednej dziewczynie w głowie, omotuje ją, okręca sobie wokół palca. Początkowo usługuje jej, rozpieszcza, powoduje nagłe, euforyczne stany. A potem, po tych kilku dniach, czasem i tygodniach uniesień... odchodzi bez słowa, zostawiając tylko brudną skarpetkę pod łóżkiem i wspomnienia cudownych chwil. Zostawia po sobie masę rozgrzebanych spraw, które jątrzą ranę samotności, za każdym razem gdy tylko człowiek sobie o nich przypomni.
I nagle wraca... przeprasza, prosi o wybaczenie. Przynosi bukiet róż i śniadanie do łóżka. Obiecuje poprawę. A głupie dziewczę wierzy, że może tym razem zostanie już na zawsze i będzie cudownie aż po kres ich dni. I jest znów pięknie, kolorowo, stare rany się zasklepiają pod czułym dotykiem. Ale historia lubi się powtarzać. Wena odchodzi, pozostawiając po sobie pustkę i niechęć. I słowa dziewczyny: A, idź w cholerę! Nie chcę już. Nie będę! Mam to wszystko gdzieś!
Aż nagle przychodzi taki dzień, kiedy znów po długiej nieobecności wraca... Skruszony. Chce przepraszać. Zostaje łaskawie wpuszczony do domu, ale sprawa niespodziewanie dla niego stawiana jest na ostrzu noża.
- Będzie tak jak ja chcę, lub nie będzie wcale – mówi kategorycznym tonem dziewczyna. – Jeśli nie, droga wolna. Gdzie są drzwi, sam wiesz.
Zostaje, bo może rzeczywiście tęsknił? Może faktycznie się zmienił? Ale w końcu zaczyna przeszkadzać dziewczynie w życiu. Niespodziewanie to ona chciałaby się go pozbyć, wystawić za drzwi i mieć spokój. Nie umie wytrzymać z jego obecnością, narzucającą potrzeby, których nie jest pewna, czy chce zaspokajać. Po tylu razach, kiedy pojawiał się i znikał, gdy wracał i odchodził – teraz to ona ma ochotę uciec, odejść. Zostawić go za plecami i przejść się gdzieś bez jego natrętnego towarzystwa. Przestać myśleć o kolejnych słowach, zdaniach, epizodach... przestać wymyślać fabuły.
By móc wreszcie zająć się życiem, które zdaje się przebiegać bez jej udziału...
... tylko jak pozbyć się kogoś, kogo kocha się do szaleństwa? I pragnie się w głębi serca, by pozostał już na zawsze? A słowa innych o zabranianiu zaprzestania pisania kwituje się krzywym uśmiechem, bo po cóż zabraniać, jeśli nie chce się zaprzestać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz