Kartki chronologicznie

O RPG, kobietach i o sobie.

31 sierpnia 2003, niedziela.
Dwie ćwierci na ósmą wieczorem.

Jutro pierwszy dzień w nowej szkole. Liceum, jak to dumnie brzmi! Wreszcie wyrwę się z dusznego światka gimnazjum, spośród ludzi, którzy mnie nie cierpią i vice verso. Pyrek na Nowej Gildii zaprasza na forum Narilvatar, gdzie mają dział o bitewniakach. Ciekawe, może warto sprawdzić? Co prawda szkoda, że bitewniaki to taka droga zabawa… ale popatrzeć na figurki choćby z daleka też można.

Zarejestrowałam się na forum. Pod zupełnie innym pseudonimem, niż ten, którego używałam dotychczas. Tak po prostu. Wzięłam pierwsze lepsze imię, które przyszło mi do głowy. Ellaine. Nie pamiętam już, dlaczego przez dwa l, skoro powinno być przez jedno. Nieistotne. Dopiero po latach zdam sobie sprawę z tego, że to nawiązanie do „Ani z Zielonego Wzgórza” i jej odgrywania Elaine, pani z Shallot. To ta scena z przeciekającą łódką. Dziewiętnastowieczny LARP pełną gębą!

Nie minęło dziesięć minut, nie zdążyłam nawet się dobrze przyjrzeć rozkładowi forum. Ledwo udało mi się zlokalizować dział z bitewniakami,… kiedy nagle wyskoczyło okienko z powiadomieniem o otrzymaniu prywatnej wiadomości. Lord Draven. Administrator. Napisał do mnie, mniej więcej w te słowa:
„Hej, Ellaine - masz ładnego nick’a! Będziesz grać w mieście?”
Ale, że jak…? W jakim mieście? Jakie grać!?

Ależ oczywiście, że będę, tylko wyjaśnij proszę, o co chodzi? – odpisałam Dravenowi. Jasne, że mogło to brzmieć inaczej, wiele wody upłynęło. Jednak pierwsza postać, którą grałam przez kolejnych parę lat (lecz nie jedyna, którą wprowadziłam do miasta Narilvatar, pięknego portu położonego na największej z wysp Moonshae na Morzu Mieczy w Zapomnianych Krainach) – powstała dosłownie ad hoc. W końcu trochę tej fantastyki czytałam. Więc bez znajomości świata i RPG w ogóle, stworzenie postaci? co to dla mnie! I tak oto w dzień, w którym zarejestrowałam się na forum Narilvatar, powstała elfka imieniem (a jakże!) – Ellaine.

A bitewniaki? Cóż, rozegrałam jedną bitwę w LOTR'a w sklepie o nazwie "Bard". Ograłam trzynastolatka, samej będąc ze trzy-cztery lata starszą. I w nagrodę dostałam figrukę Uruk-Hai z łukiem. To jedyna pamiątka po mojej krótkiej fascynacji bitewniakami. Parę lat później kolega poznany na forum Narilvatar pomalował mi ją, za co jestem mu ogromnie wdzięczna, bo to naprawdę kawał dobrej roboty.

*

Od tamtego, letniego wieczoru, minęło bez mała 11 lat! Szmat czasu. Chciałoby się rzec – niemal pół życia. Dlaczego o tym w ogóle piszę? Otóż skłonił mnie do wspomnień aktualny Karnawał Blogowy, którego tematem są Kobiety. Pomijam tu kwestię, że nie należę do fandomu.
Na konwencie fantastyki byłam raz, kilka lat temu (chyba z co najmniej dziewięć). I to tylko dlatego, że był organizowany w moim rodzinnym mieście, akurat nie miałam nic do roboty i miałam 10 złotych w kieszeni. Wystarczyło, żeby wejść. No to weszłam. Ludzi było niewielu, więcej organizatorów, niż uczestników. Trafiłam do sali, gdzie był konkurs plastyczny. Narysowałam na zadany temat (kotołaki - łatwizna. Narysowałam moją wersję egipskiej Bastet). Zdobyłam trzecie miejsce. Zgarnęłam nagrodę (trzy pierwsze tomy trzech różnych mang) i wróciłam do domu na kolację. Na tym kończą się moje… A nie, wybaczcie! W zeszłym roku okoliczny Klub Fantastyki zorganizował konwent - wejście było wolne, no to wpadliśmy z Lubym i przyjacielem na prelekcję o starym Świecie Mroku. Nie dowiedzieliśmy się niczego nowego o systemie, ale to nic. Przy okazji Luby zdobył wiedzę o ewentualnych ścieżkach dźwiękowych, które mógłby wykorzystać na sesjach Maga. A, no i kilka lat temu byłam na jubileuszu Śląskiego Klubu Fantastyki, podczas którego zorganizowano spotkanie z Andrzejem Sapkowskim. I to wsjo, jeśli chodzi o mnie i fandom, który w moim pojęciu urasta do jakiegoś mitycznego stwora z głębin... tyle dziwnych rzeczy się o nim słyszy.

Miało być o kobietach w RPG, tak? Od jakiegoś czasu podczytuję sobie to i owo na różnych rpgowych blogach. Bardziej z nudów, niż potrzeby serca (bo cóż można robić po powrocie z pracy, jak akurat nie ma sesji?). I ciągle przewija się tekst o tym, jak niewiele jest kobiet w fandomie. Jaka to nierówność i niesprawiedliwość do tego doprowadziła? Moja odpowiedź: Nie mam bladego pojęcia. I szczerze mnie to dziwi, ponieważ w swoim życiu poznałam całkiem sporo grających dziewczyn (i prowadzących zresztą też, u niektórych miałam nawet zaszczyt zagrać kilka sesji).

Przez 11 lat doświadczenia z RPG, nigdy nie czułam się jak ewenement w świecie gier fabularnych. W żaden sposób nie byłam ani szykanowana, ani wyróżniana z okazji tego, że jestem kobietą. Grałam na dokładnie takich samych zasadach jak wszyscy inni. Po prostu odgrywając postać i doskonale się bawiąc w towarzystwie kolegów i koleżanek. W końcu o to w tym chodzi, czyż nie? O zabawę. Dlaczego ktokolwiek miałby być w niej wyróżniany, traktowany lepiej bądź gorzej, tylko dlatego, że jest lub nie jest kobietą?. Gdyby ktoś mnie traktował inaczej niż pozostałych w drużynie, tylko dlatego, że jestem jedyną dziewczyną w pokoju, to podziękowałabym za taką imprezę.

No, co innego, kiedy przychodzę na sesję prosto z pracy… totalnie wypruta mentalnie i wprost mówię MG, że czuję się paskudnie, ale chcę grać – tylko uprzedzam, że mogę mieć wolniejszy czas reakcji. Ale to zupełnie inna sprawa, bo bycie trochę bardziej zmęczonym po ciężkim dniu pracy może się zdarzyć każdemu, bez względu na wiek i płeć. Czasem nawet i MG nam mówił, że „wiecie, co? źle się czuję, nie mam gotowego scenariusza, macie tutaj piaskownicę – bawcie się”. I jest git. A my się doskonale bawimy odgrywając nasze postacie. Któregoś razu prowadziliśmy tak zażartą dyskusję (wszystko, co mówiliśmy, mówiliśmy jako postaci; żadne tam tematy poboczne), że MG przez ponad godzinę nie miał, co robić. Spokojnie zjadł obiad, wypił piwo i czekał, aż dojdziemy do konsensusu i ruszymy się z miejsca, żeby chociaż mógł nam opisać wygląd ulicy.

*

Spędziłam kilka świetnych lat w mieście Narilvatar, przewinęło się przezeń parę moich postaci, z czego Ellaine była do samego końca (choć w międzyczasie zginęła, ale że to były D&D, więc ją wskrzeszono w świątyni, a co); aż do dnia, gdy forum zostało zamknięte (ponad pięć lat istnienia to i tak niemało). Później dopiero przyszły sesje na żywo. Początki były dla mnie trudne, głównie z powodu chronicznej nieśmiałości, z której wychodzę właśnie dzięki graniu w RPG. Tak czy inaczej, moimi pierwszymi MG w RPG przy stole były kobiety.

Nie zapomnę mojej pierwszej i jedynej (niestety) sesji w systemie Earthdawn. Zresztą to była również moja pierwsza sesja rpg przy stole. Prowadziła moja przyjaciółka z liceum. Poza mną w drużynie był jej Ówczesny Facet oraz Młodszy Brat. Ja: krwawa elfka, mag. Ówczesny Facet: wojownik. Młodszy Brat: złodziejaszek. Efekt? Mag zorganizowała obronę wioski przed zombie, okradła dom ze srebrnych sztućców (zarobiła 144 sztuk srebra) i odsunęła kamienną płytę nagrobną, żeby dostać się do szczątków jakiegoś paskudnego czarnoksiężnika… i tak, obrabowała grób z magicznych artefaktów. Na usprawiedliwienie kolegów mogę rzec tyle, że to była ich pierwsza sesja RPG w ogóle. Ja to chociaż grałam w PBF’y. A oni po prostu chcieli spróbować RPG. 

Z góry uprzedzam, że ten wpis w zasadzie nie dążył do żadnego głębokiego wniosku. Po prostu chciałam się wkręcić w Karnawał (w myśl starej forumowej zasady: nie znam się, ale chętnie się wypowiem) - jako wieloletni gracz RPG, ostatnio bardziej aktywny, uznałam, że dlaczego nie dorzucić kilku słów od siebie? Parę lat temu zyskałam stałą grupę dobrych znajomych, z którymi gramy regularnie. Aktualnie na tapecie mamy Świat Mroku (Mag i Demon). A ja zaczęłam prowadzić InSpectres, jako wprawkę do poważnego Mistrzowania… może w następnym systemie ze Świata Mroku (Technokracja? brzmi dumnie).

*

Tak czy inaczej, oczywiście zdarzało się, że bardzo często byłam jedyną dziewczyną w drużynie. Zwykle jednak jest nas dwie w drużynie, co czasem wystarczy, by rzec, że stanowimy większość (na sesjach Demona drużyna składa się z trzech osób: koleżanka, Luby i ja). A kiedy od ludzi poznanych na innym forum, którzy są spoza mojej najbliższej paczki rpgowej słyszę, że oni to nigdy nie mieli dziewczyny w drużynie, albo że mało jest grających kobiet… To zastanawiam się, gdzie ja żyłam przez te 11 lat, albo gdzie oni żyją… albo dlaczego dziewczyny nie chcą z nimi grać?

*

Z tego miejsca chciałabym pozdrowić wszystkie dziewczyny, które poznałam na Narilvatarze  - z którymi grałam via forum lub również na żywo. Z częścią z niżej wymienionych nadal mam kontakt lub wciąż zdarza się nam razem grać w jednej drużynie (albo pod ich przewodnictwem):

Aislinn, Airesis, Daiva, Eirenn, Hebi, Froggie, Lara, Lev, Rapsodia, Ravenna, Sol, Tordis, Trissy, Turelie, Womanek, Werdandi, Zellas, oraz wiele innych, których przez słabą pamięć nie wymieniłam.

A także pozdrawiam nie mniej drogie dziewczyn z Festiwalu Setsuban (był to ponad dwuletni pbf, którego niestety nie zdołaliśmy zakończyć):

Hanako, Tsuneari, Tomoe, Pao, Rei, Ryosaki, Sayoko, Yukiko, i wiele innych, których nie wymieniłam, nie przez niechęć, lecz krótką pamięć.

Pozdrowienia ślę również dla Ayenn, z którą gram w Maga: Przebudzenie. Dla Cotu, z którą pracuję. Oraz dla Ariestrii, którą miałam okazję niedawno poznać.

*

Fandomie, fandomie… cóż jest tak odpychającego w Tobie, że kobiety nie chcą z Tobą grać?

2 komentarze:

  1. Hej!

    Dzięki za wpis do karnawału:)

    Jakiś czas temu szukałam informacji o kobietach i bitewniakach, przeglądałam różne blogi - zarówno pisane przez mężczyzn jak i kobiety. Zastanawiało mnie, jak są odbierane na Zachodzie. Przejrzałam trochę różnych wpisów i na ich podstawie można wysnuć jeden wniosek - że faceci zachowują się jak buce [i mówią to i panowie i panie] i albo olewają kobietę albo traktują ją zbyt protekcjonalnie. Może i u nas to ma miejsce w kwestii erpegowego fandomu, bo co do bitewniaków, to jest pewna, że tak się zdarza, bo wiem z autopsji :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety o fandomie się nie wypowiem, bo jak pisałam - nie należę. Mam od paru lat w zasadzie stałą grupę przyjaciół, z którymi regularnie gram i nie jestem ani olewana, ani traktowana protekcjonalnie, bo się doskonale znamy. Zresztą spędzamy wspólnie czas nie tylko na sesjach, ale też grając w planszówki, idąc na piwo, czy film. Ot, sesje to dla nas część naszego wspólnego życia towarzyskiego.

      Co do bitewniaków - słyszałam kiedyś anegdotę/dowcip, że pewien chłopak zabrał swoją dziewczynę na turniej. Zapytał potem, jak się bawiła. Odparła, że w zasadzie... ładne te figurki, ale ogólnie to było okropnie. Chłopak zaskoczony zapytał, dlaczego? - 50 facetów na sali, a żaden nawet na mnie nie spojrzał! ;)

      Usuń